ZiggyM ZiggyM
460
BLOG

Bzdury wygadywane przez SM

ZiggyM ZiggyM Polityka Obserwuj notkę 2

 Właśnie zakończył się panel dyskusyjny programu "Tak jest" z udziałem trzech dziennikarzy oraz rzeczniczki warszawskiej straży miejskiej, w której panowie dziennikarze ukazali fałsz argumentów reprezentantki SM, która mimo to dalej brnęła w błędzie, broniąc polityki Ministerstwa Finansów i SM.

O co chodziło? O planowane podwyższenie mandatów za przekroczenie prędkości i znaczne zwiększenie liczby radarów, w tym ustawienie kilku radarów w niewielkiej odległości od siebie, co spowoduje ukaranie kierowcy mandatem za przekroczenie prędkości w danym miejscu aż trzykrotnie (łamiąc konstytucyjną zasadę niekarania za dane wykroczenie lub przestępstwo więcej niż raz).

Takie drakońskie zaostrzenia kar zostaną wprowadzone z jednego prostego powodu: pieniędzy. (Gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze.) Polska ma duży deficyt budżetowy, więc MF chce go zmniejszyć kosztem kierowców. Minister finansów Jacek Rostowski nie potrafi zmniejszyć deficytu budżetowego, a słaby, strachliwy rząd boi się przeprowadzania jakichkolwiek poważnych reform czy redukcji wydatków publicznych, więc zamierza znów obciążyć obywateli, w tym wypadku kierowców, kosztem utrzymania państwa.

Nie oszukujmy się, i nie pozwólmy SM, policji, ani jakimkolwiek tubom propagandowym rządu oszukać nas, że chodzi o poprawę bezpieczeństwa na drogach albo o przestrzeganie przepisów. Tu chodzi tylko o wyciągnięcie pieniędzy od kierowców.

Strażniczka nie tylko jednak udawała, że chodzi o poprawę bezpieczeństwa i przestrzeganie przepisów, ale posłużyła się jeszcze paroma absurdalnymi argumentami:

 

1) Przywołała casus Niemiec, gdzie kary za przekroczenie prędkości są znacznie wyższe (proporcjonalnie) niż w Polsce; strażniczka domagała się wprost i głośno, żeby w Polsce kary były tak wysokie, jak w Niemczech.

2) Twierdziła, że przepisy będą przestrzegane tylko wtedy, gdy kary będą wysokie.

3) (Ironicznie) "Może w ogóle zlikwidujemy znaki drogowe, to wtedy będzie bezpieczniej?"

Wszystkie te argumenty to bzdury.

Wysokość kar nie ma żadnego wpływu na przestrzeganie przepisów. W Polsce mandaty obowiązujące dzisiaj są nie kilka i nawet nie dziesięć, ale kilkadziesiąt razy wyższe, niż były jeszcze 15 czy tym bardziej 20 lat temu. Od ponad 20 lat mandaty są w Polsce nieustannie podwyższane. I co? I nic. Przestrzeganie przepisów i bezpieczeństwo na drogach.

Podwyższanie mandatów (czy innych kar) to przykład miałkiego myślenia, myślenia osoby chcącej zapalić światło odkręcając kran. Odkręcam kran -> światło się nie zapala -> muszę mocniej odkręcić kran -> światło nadal się nie zapala -> muszę jeszcze mocniej odkręcić kran. Pisał o tym jakiś czas temu w Kontratekstach Krzysztof Łoziński, w artykule "Głęboka próżnia mózgowa".

W Niemczech przepisy są przestrzegane nie dlatego, że mandaty są wyższe (proporcjonalnie), tylko dlatego, że panuje tam inna kultura narodowa, inna kultura kierowania samochodami i lepszy system szkolenia kierowców. Poza tym, na niemieckich autostradach nie ma ŻADNYCH ograniczeń prędkości, więc jak można łamać ograniczenia, które nie istnieją? Nawet na landówkach ograniczenia są łagodne: 100 km/h w terenie niezabudowanym.

Trzeci bzdurny argument strażniczki był odpowiedzią na zarzut pozaTVNowskiego dziennikarza (którego nazwiska nie pomnę), że znaki są źle ustawione. Argument, że "może w ogóle zlikwidujmy znaki drogowe", to odpowiedź, którą dałby co najwyżej pierwszak. Tak miałki poziom intelektualny reprezentuje owa rzeczniczka SM.

Ów dziennikarz nie proponował, aby w ogóle zlikwidować znaki drogowe, tylko o to, żeby właściwe znaki stawiać we właściwym miejscu, a nie chaotycznie, i nie stawiać zbyt niskich ograniczeń albo niepotrzebnych zakazów w niewłaściwych miejscach. Miał rację mówiąc, że władze poszczególnych miast i rząd zasypują kierowców coraz większą i bardziej skomplikowaną masą przepisów i znaków.

Fotoradary i mandaty za przekroczenie prędkości są potrzebne tylko państwu i tylko w jednym celu: aby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy od kierowców. Jest to też jedyny cel istnienia straży miejskich w Polsce. Nie zwiększają bezpieczeństwa, a jedynie wpływy do kasy państwowej i miejskiej. Na 2013 r. Ministerstwo Finansów ustaliło nawet konkretny poziom dochodów z mandatów, jakich oczekuje: 1,5 mld zł.

Ale zakup fotoradarów i ich utrzymanie pochłania duże sumy pieniędzy, tak samo jak utrzymanie straży miejskich i zakupy sprzętu i samochodów dla nich. Najprawdopodobniej koszty te przewyższają nawet dochody z mandatów do kasy państwowej i kas miejskich.

Fotoradary i mandaty nie zwiększają bezpieczeństwa, jedynie dochody do budżetów państwa i samorządów. Ale nawet i to im nie wystarcza, bo są marnotrawne i rozrzutne. Ten rząd, podobnie jak poprzednie, ani myśli zmniejszyć wydatków państwowych. Zamierza jedynie konfiskować coraz więcej pieniędzy obywatelom.

Najwyższy czas zlikwidować fotoradary i straże miejskie i zaoszczędzić na tym.

ZiggyM
O mnie ZiggyM

Nie toleruję na blogu żadnych komentarzy chamskich, obraźliwych, ani zawierających argumenty ad personam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka