Od wielu lat politycy, zwłaszcza ci z PO i PSL, pod płaszczykiem troski o bezpieczeństwo ruchu drogowego, gardłują za coraz surowszymi, niemalże drakońskimi już karami dla kierowców popełniających najdrobniejsze wykroczenia drogowe, np. nieprawidłowe parkowanie albo nieznaczne nawet przekroczenie prędkości. Ówczesny szef MSW, a dziś szef KPRM Jacek Cichocki chciał, żeby kierowcom odbierać prawo jazdy za dwukrotne w ciągu całego życia przekroczenie (nawet nieznaczne) prędkości w terenie zabudowanym. Wraz ze Sławomirem Nowakiem gardłowali za podwyższeniem mandatów za wykroczenia drogowe i za wydaniem "bezwzględnej walki prędkości na drogach". Popierała ich w tej sprawie policja, jak zawsze bezgranicznie łakoma na pieniądze kierowców i władzę wytrząsania się nad nimi i twierdząca nieustannie, że kara, by odstraszać, musi być "wysoka".
Polscy politycy w ogóle od wielu lat twierdzą, że przyczyną przestępczości i wykroczeń są niskie kary, że trzeba je zaostrzyć, i że tylko surowa kara odstrasza (mimo, że fakty empiryczne wskazują, że jest to totalna bzdura). Domagają się zaostrzenia kar niemalże za wszystko. PIS i SP mówią nawet od czasu do czasu o przywróceniu kary śmierci.
Ostatnio natomiast Komisja Europejska nałożyła na rząd polski 79 mln euro kary za nieprawidłowe, zbyt wysokie wypłaty unijnych pieniędzy dla rolników, czyli za spowodowanie szkód dla unijnej kasy. I co mówią politycy PO i PSL?
Że kara jest "zbyt dotkliwa" i że zamierzają wykorzystać całą dostępną ścieżkę odwoławczą, żeby państwo polskie się od niej uchyliło.
To waszym zdaniem jak jest w końcu, panowie politycy? Czy kara musi być dotkliwa, żeby odstraszać, czy nie? Zdecydujcie się. Bo jeśli musi być dotkliwa, to i państwo polskie - a konkretnie WY - powinno ponieść surową karę za spowodowanie strat w kasie unijnej. A jeśli nie musi być dotkliwa, to podwyższanie mandatów i innych kar jest całkowitym bezsensem.
