ZiggyM ZiggyM
712
BLOG

Dlaczego przywrócenie powszechnego poboru byłoby błędem

ZiggyM ZiggyM Polityka Obserwuj notkę 15

W obliczu rosyjskiej interwencji na Ukrainie mnożą się niestety głupie, populistyczne postulaty ignoramusów i szarlatanów różnej maści dotyczące zwiększenia bezpieczeństwa Polski. Prymat w tym wiodą politycy PiS, partii, która zawsze opowiadała się za nieograniczonym, mogącym robić wszystko państwem trzymającym "obywateli" (de facto niewolników) krótko za mordę. Coraz więcej tych polityków coraz głośniej opowiada się za przywróceniem powszechnego poboru do wojska.

Aby uzasadnić ten postulat, politycy tej partii rozpowszechniają kłamstwa, jakoby:

  1. "armia zawodowa nie zdała egzaminu";
  2. powszechna służba wojskowa przywróci młodym Polakom "poczucie obowiązku wobec państwa";
  3. przywrócenie poboru wzmocni polskie wojsko w obliczu zagrożenia rosyjskiego.

Odnosząc się najpierw do twierdzenia pierwszego: jest to kłamstwo. Armia zawodowa zdała egzamin. Cechuje się ona wysokim stopniem profesjonalizmu, wyszkolenia i morale oraz jest coraz lepiej wyszkolona. Kuleją tylko Narodowe Siły Rezerwowe, z tego prostego powodu, że ich stan oraz budżet są systematycznie obcinane. Summa summarum jest to i tak o wiele lepsza, sprawniejsza armia niż dużo liczniejsza, ale złożona przeważnie z poborowych armia istniejąca w 2007 r.

Kłamstwem jest także twierdzenie, jakoby przywrócenie poboru wzmocniło polskie wojsko i bezpieczeństwo Polski w obliczu rzekomego zagrożenia rosyjskiego.

Wcielenie do wojska dziesiątek, czy nawet setek tysięcy ludzi, którzy nie chcą w nim być i którzy służbę w nim traktowaliby jak zesłanie na Syberię, to głupota, o czym przekonali się m.in. Amerykanie podczas wojny wietnamskiej. To jedynie osłabiłoby, a nie wzmocniłoby polską armię: musiałaby ona co roku utrzymywać, karmić i szkolić setki tysięcy ludzi, którzy nie chcą w niej być, a których w ciągu roku można by co najwyżej nauczyć składania i rozkładania kałasznikowa (swoją drogą mało celnej i donośnej broni). To idiotyzm - na który polska armia nie może sobie pozwolić choćby ze względów finansowych.

Nieprzypadkowo najwybitniejsi polscy eksperci ds. obronności, jak np. red. Wojciech Łuczak czy gen. Roman Polko, są przeciwni przywróceniu poboru; z niewolnika nie ma pracownika. (Red. Łuczak wskazuje tu m.in. na fakt, że załogę nieszczęsnego rosyjskiego okrętu podwodnego "Kursk", który zatonął w 2000 r., stanowili głównie chłopi kołchoźniani wzięci do marynarki z poboru...) Pomyślcie logicznie, drodzy Czytelnicy: jeśli z niewolnika nie zrobimy nawet dobrego pracownika, który potrafiłby dobrze wykonywać daną pracę, to jak mamy z niewolnika zrobić dobrego żołnierza?

Głoszenie takich postulatów tylko obnaża całkowitą ignorancję w sprawach obronności tych, którzy takie bzdury głoszą. Osoby takie - w tym posłowie Kaczyński, Macierewicz i Kownacki - nie mają zielonego pojęcia o współczesnej wojskowości.

O zwycięstwie na XXI-wiecznych polach bitew decyduje nie "mięso armatnie", nie liczebność armii, lecz jakość wyszkolenia i sprzętu, doktryna, przyjęta strategia (wyznaczanie celów) i taktyka (sposoby ich realizacji), organizacja armii, motywacja żołnierzy i oficerów, jakość kadr dowódczych i wreszcie odwieczne, ponadczasowe czynniki, zawsze mające ogromny wpływ na wyniki bitew i wojen: ukształtowanie terenu, logistyka, klimat, aktualne warunki pogodowe i poparcie społeczeństwa dla danej wojny.

W dzisiejszych realiach militarnych, nawet milionowa, zgrupowana w zmasowane formacje armia lądowa może zostać zmieciona z powierzchni ziemi bez poważnego wysiłku przez lotnictwo, artylerię, wyrzutnie rakiet, czy nawet karabiny maszynowe wroga - o broni nuklearnej, chemicznej i biologicznej oraz śmigłowcach wroga wyposażonych w szybkostrzelne działka (jak np. Mi-24 Hind) nie wspominając.

Posłanie półmilionowej polskiej armii poborowej w bój skończy się tylko rzezią tej armii z rąk uzbrojonego w którekolwiek typy tej broni przeciwnika.

Karty książek historii są wypełnione przykładami tego, jak mniej liczne niż przeciwnik, ale lepiej dowodzone, zorganizowane, wyszkolone i często lepiej uzbrojone armie pokonały znacznie liczniejszego przeciwnika.

Wysyłanie setek tysięcy żołnierzy na rzeź, jak mięso armatnie - a tak właśnie PIS traktuje Polaków, zwłaszcza najmłodszych - jest anachronizmem rodem z XVIII wieku. Tak właśnie w tamtych (i późniejszych) czasach usiłowano prowadzić wojny. Właśnie w XVIII w. w niemal wszystkich państwach Europy poza Polską wprowadzono pobór do wojska, który stał się prawdziwym polowaniem na ludzi. Ludzie byli wtedy wykorzystywani przez monarchów absolutnych jak zwykłe mięso armatnie. Nie próbowano żadnych podstępów, zasadzek, ani innych genialnych posunięć, rzucano po prostu masy żołnierzy-niewolników na szeregi wroga. Kończyło się to tylko ogromnymi stratami po obydwu stronach. Nawet zwycięzcy bitew (i wojen) kończyli je z wysokimi zwykle stratami (i długami państwowymi); pokonani jeszcze gorzej, byli wycinani w pień. Monarchowie XVIII-wiecznej Europy, walcząc między sobą o korony, ziemie i kolonie, wykorzystywali swoich poddanych jak zwykłe mięso armatnie, jednocześnie ściągając z nich najróżniejsze podatki, by sfinansować swoje zaborcze wojny.

Taki stan rzeczy trwał przez cały XIX wiek i większość XX. Najbardziej pouczającym przykładem głupoty, jaką jest posyłanie mas ludzkich z poboru na szeregi wroga, była I wojna światowa, w której obie strony przez cztery lata posyłały na linie wroga - prosto pod ogień jego karabinów maszynowych - setki tysięcy młodych, ledwo wyszkolonych poborowych. Gdy pierwsze tego typu ataki nie przyniosły pożądanych rezultatów, generałowie zażądali po prostu - a politycy im dostarczyli - więcej mięsa armatniego. Wojna skończyła się, gdy jedna ze stron (państwa centralne) wyczerpała swoje rezerwy demograficzne, a feldmarszałek Hindenburg oświadczył cesarzowi, że nie może już on liczyć na poparcie wyczerpanej wojną armii. Armii całkowicie pochodzącej z poboru...

Podobne głupstwo popełnili Amerykanie w wojnie secesyjnej, gdzie większość bitew polegała na tym, że atakujący posyłali frontalnie na szeregi nieprzyjaciela mięso armatnie, masy piechoty, która ginęła setkami i tysiącami od zabójczych kul Miniego, które były już wtedy w powszechnym użyciu. Stąd potworna hekatomba ofiar po obydwu stronach pod Gettysburgiem, Shiloh, Antietam, Chancellorsville, Fredericksburgiem, Cold Harbor, w Spotsylwanii, nad rzeką North Anna... Podczas tej ostatniej bitwy gen. Grant tak bardzo wykrwawił swoją armię głupimi, niepotrzebnymi atakami frontalnymi na umocnienia konfederatów, że tylko ciężka choroba gen. Lee i dowódców jego korpusów uratowała jego armię przed totalną klęską.

Niestety politycy PiS tak właśnie postrzegają zwykłych Polaków (a zwłaszcza tych młodych): jako mięso armatnie, które może zostać wykorzystane w dowolnej chwili, nawet w najgłupszej sprawie.

I wreszcie ostatnie z tych trzech kłamstw PiSu: że powszechna służba wojskowa przywróci młodym Polakom "poczucie obowiązku wobec państwa".

Abstrahuję już od faktu, że przymusowe wcielanie młodych Polaków do armii, w której w ogóle nie chcą być, i łamanie im kariery zawodowej branką do armii jedynie ich nastawi niechętnie (jeśli nie wręcz wrogo) do państwa polskiego. Jeśli celem jest wpajanie im patriotyzmu, to przymusowe branie ich w kamasze jest najgorszym możliwym sposobem. Rolą armii jest obrona kraju, a nie wpajanie komukolwiek jakichkolwiek wartości. Od tego są szkoły i przede wszystkim rodzice. Zastępowanie ich nie jest i nie może być rolą armii, bo nie jest ona w stanie jej spełniać.

Ale przede wszystkim, to państwo ma mieć obowiązki - a funkcjonariusze tego państwa poczucie obowiązku - wobec obywateli (w tym tych najmłodszych), a nie na odwrót. To państwo jest dla obywateli, a nie na odwrót. Państwo ma służyć obywatelom, a nie obywatele państwu. Państwo jest ich własnością, a nie obywatele własnością państwa.

Niestety PiS chce (od dawna zresztą), by było inaczej: żeby państwo było wszechmogącym właścicielem obywateli (czyli de facto niewolników), a "obywatele" (czytaj: niewolnicy) mają tylko wypełniać swoje "obowiązki" wobec tego państwa (czytaj: wobec polityków, będących panami feudalnymi tych niewolników).

Krótko mówiąc, PiS chce pozbawić obywateli wolności i uczynić z nich niewolników, którzy mają tylko posłusznie wypełniać swoje "obowiązki" wobec swoich panów feudalnych - a ci będą tym mięsem armatnim dysponować, jak im się podoba. (Politycy PiS chętnie uwikłaliby Polskę w kompletnie niepotrzebną wojnę z Rosją...)

I na koniec odniosę się do histerii wojennej szerzonej w Polsce przez PiS, PO, oraz media. Straszy się Polaków rosyjską inwazją. Tymczasem Rosja nie ma zamiaru napadać na Polskę, a nawet gdyby miała, wątpliwe, by miała do tego środki finansowe. Już teraz jej ograniczone ambicje, by utrzymać swe wpływy w dawnych republikach ZSRR, drogo ją kosztują, a UE i USA nie mają najmniejszego zamiaru znosić nałożonych na nią sankcji. Na dłuższą metę Rosję czeka upadek z powodu jej totalnej zapaści demograficznej oraz podminowanej ogromnymi problemami, całkowicie zależnej od eksportu surowców gospodarki, której Putin nie ma nawet zamiaru reformować. Przyszłością Rosji nie jest panowanie nad całą Europą Wschodnią, jak w latach 1945-1991; przyszłością Rosji jest bycie stacją benzynową dla Niemiec i Chin.

Interwencja rosyjska na Ukrainie w obronie tamtejszych Rosjan to maksimum, na jakie może sobie ona pozwolić. Nie należy w żadnym wypadku ulegać histerii wojennej - i nie można pozwolić awanturniczym polskim politykom na wplątanie Polski w wojnę, która nie jest w żadnym wypadku w jej interesie.

ZiggyM
O mnie ZiggyM

Nie toleruję na blogu żadnych komentarzy chamskich, obraźliwych, ani zawierających argumenty ad personam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka