ZiggyM ZiggyM
2548
BLOG

Co prezydent Obama naprawdę powiedział podczas szczytu NATO

ZiggyM ZiggyM Polityka Obserwuj notkę 142

Zakończył się właśnie dwudniowy szczyt NATO w Warszawie. Obok kwestii bezpieczeństwa transatlantyckiego, będących oczywiście głównym jego tematem, prezydent USA Barack Obama zabrał także głos ws. wewnętrznej polskiej awantury o Trybunał Konstytucyjny.

Niestety media państwowe, będące tak samo upartyjnione jak te np. w Korei Płn., oraz przychylni obecnej władzy blogerzy, próbują manipulować wypowiedzią prezydenta Obamy, twierdząc, że dał on rządowi PISu i prezydentowi Dudzie "wotum zaufania." Jednocześnie zarzucają kłamstwo i manipulację przeciwnikom obecnej władzy.

A więc co powiedział naprawdę Barack Obama? Przeczytać to możemy (po angielsku) na oficjalnej stronie Białego Domu:

And it's in that spirit that I expressed to President Duda our concerns over certain actions and the impasse around the Poland’s Constitutional Tribunal.  I insisted that we are very respectful of Poland's sovereignty, and I recognize that Parliament is working on legislation to take some important steps, but more work needs to be done.  And as your friend and ally, we've urged all parties to work together to sustain Poland’s democratic institutions.  That’s what make us democracies -- not just by the words written in constitutions, or in the fact that we vote in elections -- but the institutions we depend upon every day, such as rule of law, independent judiciaries, and a free press. These are, I know, values that I know the President cares about. These are values that are at the heart of our alliance, which was founded, in the words of the North Atlantic Treaty, “on the principles of democracy, individual liberty, and the rule of law.

Co oznacza:

I to w tym duchu wyraziłem Prezydentowi Dudzie nasze zaniepokojenie w sprawie pewnych działań i impasu wokół polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Zaznaczyłem, że bardzo szanujemy suwerenność Polski, i zdaję sobie sprawę, że Parlament pracuje nad ustawą mającą podjąć pewne ważne kroki, ale więcej musi być zrobione. I jako wasz przyjaciel i sojusznik, zaapelowaliśmy do wszystkich stron, by pracowały razem dla utrzymania instytucji demokratycznych w Polsce. To jest to, co nas czyni demokracjami - nie tylko słowa wpisane do konstytucji albo fakt, że głosujemy w wyborach, ale instytucje, na których polegamy na codzień, takie, jak rządy prawa, niezawisłość sądownictwa i wolność prasy. To są, jak wiem, wartości, na których zależy prezydentowi [Dudzie]. To są wartości, które są kluczowe [nie będę dosłownie tłumaczył "at the heart of"] naszego sojuszu, który został założony, że zacytuję słowa z Traktatu Północnoatlantyckiego, "na zasadach demokracji, wolności indywidualnych i rządów prawa."

Kluczowym zdaniem tej wypowiedzi, oddającym stosunek prezydenta do całej tej sprawy, jest to pierwsze:

"And it's in that spirit that I expressed to President Duda our concerns over certain actions and the impasse around the Poland’s Constitutional Tribunal."

To jest wyrażona bardzo dyplomatycznym, zawoalowanym, uprzejmym językiem reprymenda dyplomatyczna dla prezydenta Dudy i rządu PISowskiego ws. TK. Oczywiście prezydent obcego państwa - nawet największego mocarstwa na świecie - nie może oficjalnie wyrazić więcej niż tylko "concerns" (zaniepokojenie/zmartwienie), bo USA szanują (przynajmniej deklaratywnie) suwerenność swoich sojuszników:

"I insisted that we are very respectful of Poland's sovereignty, and I recognize that Parliament is working on legislation to take some important steps"

ale:

"but more work needs to be done."

Fakt, że prezydent USA na szczycie, którego Andrzej Duda był gospodarzem, PUBLICZNIE wyraził "zaniepokojenie" działaniami rządu ws. TK, już świadczy o tym, co o tym sądzi 44-ty prezydent USA. Tylko względy protokolarno-dyplomatyczne nie pozwoliły mu publicznie wyrazić się ostrzej.

Co nie znaczy, że nie zrobił tego za zamkniętymi drzwiami - tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.

Obecna władza, podległe jej media państwowe i sprzyjający jej blogerzy próbują twierdzić, że Obama jednak dał "wotum zaufania" obecnemu rządowi, gdyż wypowiedział słowa:

"These are, I know, values that I know the President cares about."

Ale znów jest to tylko podyktowana względami dyplomatycznymi część ostrożnej wypowiedzi. Prezydent USA nie może otwarcie, publicznie powiedzieć o sojuszniku, u którego składa wizytę i który jest gospodarzem szczytu NATO, że nie zależy mu na tych kluczowych wartościach. Pomyślmy tylko, jak wielki incydent dyplomatyczny by spowodowała taka wypowiedź.

A to, że prezydentowi USA bardzo zależy na wartościach takich, jak rządy prawa, demokracja i pluralizm polityczny, to tego on nie musi wiedzieć, bo o tym wie każde dziecko w USA i powinno wiedzieć każde dziecko w Polsce. Co zresztą sam Obama podkreślił, mówiąc, że są to wartości leżące "u serca Sojuszu [Północnoatlantyckiego]" :

"These are values that are at the heart of our alliance, which was founded, in the words of the North Atlantic Treaty, “on the principles of democracy, individual liberty, and the rule of law.”"

Jeśli takie są wartości fundamentalne NATO, to są to przede wszystkim wartości podzielane (przynajmniej deklaratywnie) przez prezydentów USA - głównego założyciela Sojuszu.

Spójrzmy prawdzie w oczy: prezydent USA bardzo delikatnie i dyplomatycznie, ale jednak wyraził wotum nieufności wobec obecnej władzy. Tylko względy dyplomatyczne i szacunek dla suwerenności Polski uniemożliwiły mu ostrzejszą wypowiedź. Taką, jak na przykład niedawna wypowiedź Billa Clintona w toku kampanii prezydenckiej w USA.

Obecna władza i przychylni jej blogerzy powinni cieszyć się, że obecny prezydent USA skrytykował ją tak delikatnie. Jego następca/następczyni może już tak łagodnie z obecnym rządem się nie obejść. Zwłaszcza, że będzie jemu/jej coraz trudniej uzasadnić amerykańskim podatnikom, dlaczego za ich pieniądze USA powinny bronić krajów autorytarnych lub zmierzających do autorytaryzmu, jak Turcja Erdogana, Węgry Orbana, czy obecnie Polska.

Jeśli prezydentem USA zostanie Hillary Clinton, polityką zagraniczną Waszyngtonu będzie de facto kierował jej mąż, były prezydent Bill Clinton, który przyjmował Polskę do NATO w 1999 r. i którego stosunek do sprawy polskiego TK znamy.

Jeśli natomiast nadchodzące wybory wygra Donald Trump, zakochany ślepo we Władimirze Putinie, to co prawda otwarcie krytykować polskiego rządu ws. tych czy innych jego poczynań nie będzie, ale nie będzie to miało znaczenia, bo on po prostu dogada się z Putinem ponad naszymi głowami (tak jak Franklin Delano Roosevelt ze Stalinem w Teheranie w 1943 r. i w Jałcie w 1945 r.).

Tak czy inaczej, Polska znalazła się w niebezpiecznej sytuacji.

Zastrzegam jednocześnie, że los samego TK jest mi obojętny, ta instytucja nigdy nie była ostoją żadnych praw obywatelskich, o czym szerzej pisze Paweł Dobrowolski na swoim blogu. Nie jest mi natomiast obojętny los państwa polskiego. 

ZiggyM
O mnie ZiggyM

Nie toleruję na blogu żadnych komentarzy chamskich, obraźliwych, ani zawierających argumenty ad personam.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka